Mam chłopaka, kocham go, planujemy wspólną przyszłość. Jednak kilka dni temu zdarzyła mi się dziwna sytuacja…
Zawsze byłam raczej pulchna, może do otyłości trochę mi brakowało, ale do szczupłych osób nie można było mnie zaliczyć już od czasów przedszkola. Zawsze lubiłam jeść i czerpałam z tego przyjemność.
Od dziecka panicznie boję się burzy. Kilka razy wybierałam się nawet z tego powodu do terapeuty, bardzo chciałam ten lęk pokonać. Ale zawsze okazywało się, że mam mnóstwo spraw na głowie i nigdy nie znalazłam czasu na wizytę. Na szczęście nie mieszkam sama, więc właściwie nigdy nie zdarzyła mi się sytuacja, w której byłabym tylko ja i pioruny.
Jakieś dwa tygodnie temu zmarła siostra mojej babci. Była to kobieta słusznego wieku, dość schorowana, więc raczej wszyscy spodziewali się jej odejścia – niemniej jednak było nam smutno. Uroczystości pogrzebowe miały odbyć się w moim rodzinnym Sandomierzu.
Zwykle z okazji Dnia Matki otrzymywałam od moich dzieci standardowe, raczej mało wyszukane prezenty. Kwiaty, czekoladki, czasami jakiś kosmetyk – no ale cóż, przecież liczy się pamięć i nawet drobiazg ucieszy każdą rodzicielkę.
Mówi się, że miłość nie wybiera… Byłam w związku, można powiedzieć, że dość poważnym. Spotykaliśmy się od sześciu lat, od roku byliśmy zaręczeni, planowaliśmy wspólną przyszłość.