Miałam wtedy siedemnaście lat, szaleńczo zakochałam się w koledze z klasy. Marek był typem bad boya –wszystkie dziewczyny się za nim oglądały, jeździł na motocyklu, często chodził w podartych dżinsach i skórzanych kurtkach, do tego był nieziemsko przystojny.
Nigdy nie należałam do kobiet lubiących drogie stroje, mających całe szuflady kosmetyków i korzystających regularnie z usług kosmetyczki. Pieniądze zawsze wolałam wydawać na książki czy wyjazdy – a wygląd raczej nie był dla mnie najważniejszy. Wygodne legginsy, obszerne t-shirty i trampki – to raczej był mój styl.
Od jakiegoś czasu spotykam się z fantastycznym chłopakiem. Niestety, z racji tego, że mieszka on na drugim końcu Polski – jakieś 400 kilometrów od mojego miejsca zamieszkania, a dodatkowo każde z nas pracuje – możemy spotykać się wyłącznie w weekendy bądź w święta.
Na początku 2014 roku zaczęłam spotkać się z cudownym facetem. Wszystko układało się niemal wyśmienicie – można powiedzieć, że była to miłość od pierwszego wejrzenia.
Ala to moja przyjaciółka już od pierwszych dni szkoły podstawowej. Usiadłyśmy w jednej ławce i od razu zapałałyśmy do siebie wielką sympatią. Od tego czasu byłyśmy nierozłączne, zawsze wspaniale się dogadywałyśmy, mogłyśmy liczyć na siebie w każdej sytuacji.
Dziś rano przypadkiem zobaczyłam na ulicy mojego faceta. Niestety, nie był sam, towarzystwa długonogiej blondynki po prostu nie dało się nie zauważyć. Po chwili zniknęli w drzwiach jednej z restauracji. Śmiali się, on w pewnej chwili złapał ją za rękę.