Od Mikołajek minęło już trochę czasu, a ja…No cóż, nadal nie mogę dojść do siebie. Nadal się wkurzam, nadal jest mi przykro, nadal to rozpamiętuję…
Od 3 lat staramy się o dziecko. Póki co nieskutecznie. Próbowaliśmy przeróżnych metod, sposobów, braliśmy pod uwagę każda poradę – i nic.
Dziś piekłam z moją córeczką pierniki. Wyszło nam ich ponad 100 – będzie niezły zapas dla całej rodziny. W pewnym momencie, gdy wyciągałam kolejną porcję z piekarnika, oparzyłam się. I od razu łzy stanęły mi w oczach. Nie, nie z bólu, od wspomnień.
Już po świętach, a ja siedzę i ryczę w poduszkę. Dobrze, że mogłam wziąć urlop w pracy, inaczej byłoby naprawdę kiepsko.
Koleżanki mówią mi, że wpakowałam się w kompletnie chory układ i powinnam czym prędzej go zakończyć i przestać marnować najlepsze lata swojego życia. Chyba coraz bardziej widzę, że mają trochę racji.
Wczoraj obudziłam się w łóżku kompletnie obcego faceta, z okropnym bólem głowy, kacem –gigantem. Kiedy szybko wzięłam taksówkę i wróciłam do domu, podjęłam cholernie ważna życiową decyzję.