Wiem, że ludzie rzadko przyznają się do tego, ale co mi szkodzi? Jestem osobą chorobliwie, bezgranicznie zazdrosną i nie potrafię kompletnie sobie z tym poradzić. I niestety widzę, że to niszczy mój związek.
Kiedy wraz z mężem, naszym rocznym synkiem i maleńkim psem w końcu przeprowadziliśmy się do własnego mieszkania, byliśmy pewni, że złapaliśmy Pana Boga za nogi. Bardzo, bardzo się myliliśmy.
Ten związek trwał prawie trzy lata. Na początku było naprawdę fajnie, szybko jednak wychodziły na jaw złe cechy charakteru Adriana, jego zaborczość, chorobliwa zazdrość, apodyktyczność. Powtarzał mi ciągle, że należę do niego – był nawet taki moment, że w to uwierzyłam, na szczęście w porę się ocknęłam…
Kiedy poznałam Marcina, od razu wiedziałam, że zostanie moim mężem. Chyba trzeba powiedzieć, że to była miłość od pierwszego wejrzenia. Życie niczym w bajce – nie zawaham się użyć takiego właśnie określenia. Wszystko było cudownie aż do momentu narodzin naszego dziecka.
Z Adą znamy się od pierwszej klasy podstawówki. Konkretnie od pierwszego dnia września, kiedy to zostałyśmy posadzone w tej samej ławce. Ja jakoś od razu przeczuwałam, że zostaniemy najlepszymi przyjaciółkami. Jak się potem okazało, Ada też. Od tego dnia byłyśmy właściwie nierozłączne.
Nie potrafię przestać jeść. Próbowałam już wszystkich diet, ćwiczeń, jedzenia tylko zdrowych rzeczy, odchudzających herbatek, wszystkiego. W moim życiu najważniejsze jest ŻARCIE.