Kiedyś myślałam, że poradzę sobie ze wszystkim, że proszenie kogoś o pomoc to wstyd, że człowiek musi wziąć się w garść, a wtedy jego życie będzie w porządku. No cóż…myliłam się i to bardzo.
Kiedyś godzinami snułam się po domu, przeglądając czasopisma i oglądając telewizję. Między 16.30 (wtedy właśnie wracam z pracy) a położeniem się spać nie robiłam właściwie nic sensownego. Uważałam jednak, że odpoczywam i jest mi to zdecydowanie potrzebne po ośmiu godzinach spędzonych w biurze.
Dziś moja własna matka powiedziała, że tak naprawdę nie chciała, żebym się urodziła, ale nie miała pieniędzy i możliwości, żeby „zadziałać z ciążą” (dokładnie tak to nazwała). A co ja zrobiłam? Spakowałam kilka rzeczy, wyszłam z domu i włóczyłam się pół dnia po parku.
Kiedyś myślałam, że ślub to najpiękniejszy dzień w życiu, taki, w którym wszystko jest magiczne, wyjątkowe, niezwykłe. No, a mój okazał się zupełnie inny.
Jestem osobą wierzącą, katoliczką. Pamiętam dokładnie dzień, w którym postanowiłam, że zachowam dziewictwo aż do dnia ślubu, aby mojemu mężowi dać ten wspaniały prezent.
Często mówię, że PERFEKCJA to drugie imię Anoreksji. Nie bez powodu. Oczywiście może to być sprawa kontrowersyjna, bo perfekcja będąca procesem a nie efektem końcowym, ma swoich zwolenników jak i przeciwników. Wszystko zależy od jej pojmowania.