Mam czterdzieści lat, moi rodzice wkrótce przekroczą siedemdziesiątkę. Kilka dni temu były imieniny jednej z moich ciotek. Na przyjęcie zjechała się cała rodzina. Wiecie, jak to jest. Suto zastawione sałatkami z majonezem stoły, sporo alkoholu, co chwilę jakiś toast.
Karola poznałam dwa miesiące temu. Pracuję w banku, on przyszedł z zapytaniem kredytowym. Jakoś tak szybko zaiskrzyło między nam. Następnego dnia zjawił się przed siedemnastą (wtedy wychodzę do domu) i zapytał, czy pójdę z nim na spacer. Niedługo później było wspólne kino, teatr, kolacja w restauracji. Wszystko zapowiadało się świetnie. Gdy pewnego dnia zaprosił mnie do siebie, zgodziłam się bez wahania
Dziś mój mąż powiedział, że już go nie pociągam i gdybym schudła, na pewno nasze życie intymne wróciłoby do normy. Myślałam, że spadnę z krzesła. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek usłyszę coś takiego.
Niemal całe dzieciństwo spędziłam w towarzystwie Klaudii, mojej kuzynki. Jesteśmy w tym samym wieku, zawsze razem wyjeżdżałyśmy na obozy czy wakacje, chodziłyśmy do tej samej szkoły, byłyśmy nierozłączne. Musicie jednak wiedzieć, że należę do osób dość nieśmiałych, nie ma też oszałamiającej urody czy zdolności.
Od zawsze byłam osobą religijną. Nie przypominam sobie, żebym z własnej winy opuściła niedzielną msze, codziennie się modlę. Wiem, że być może to niemodne czy dziwaczne, ale taka jestem.
Pięć lat temu rozwiodłam się z mężem. Sporo pił, kilka razy podniósł na mnie rękę, życie z nim było naprawdę trudne. Gdy orzeczono rozwód, poczułam się jak nowo narodzona. Córka miała zostać przy mnie, wiedziałam, że rozpoczynamy nowy, lepszy rozdział.