Miło wiedzieć, że dobrzy ludzie istnieją. Jakiś czas temu miałam duże problemy zdrowotne. Nie było dnia gdzie nie czułabym się po prostu słabo. Kolejki do lekarza kosmiczne, a pracować trzeba.
Nie ma to jak piątek trzynastego. Ilekroć przypada ten dzień, usilnie staram się nie wychodzić z domu. Doszło nawet do tego, że biorę wolne w pracy. W teorii nie jestem przesądna, w praktyce jednak, tylko przez te 24 godziny spadają na mnie wszystkie plagi egipskie.
Przypomniała mi się historia o pewnej Pani Weterynarz.
Wyobraźcie sobie następującą sytuację: jest sobota wieczór, ja w kuchni przygotowuje kolację dla siebie i męża, na podwórzu mój pupil, czteroletni jamnik wesoło biega za motylkami, w radiu lecą wakacyjne hity – jednym słowem sielanka.
Przypomniała mi się pewna historia. Rzecz działa się, kiedy byłam jeszcze małym dzieckiem – miałam osiem bądź dziewięć lat. Jak każda osoba w tym wieku uwielbiałam biegać po dworze. Jako, że mieszkałam niedaleko łąki, niemal każdego dnia „latałam” z dziećmi w moim wieku nad wodę, na działkę, do lasku etc.
Parę miesięcy temu przydarzyła mi się dość „nietypowa” historia. Czym cieplej się robiło, tym gorzej się czułam. Z niewiadomych przyczyn robiło mi się duszno, potem słabo. Doszło do tego, że już prawie mdlałam na ulicy i kilka razy obcy ludzie musieli udzielać mi pomocy.
Jakiś czas temu musiałam pilnie jechać do Warszawy w celach służbowych. Spakowałam kilka niezbędnych przyborów i ciuchów, niezbędne dokumenty, a także firmowy projekt do sportowej torby.