Mój facet jest fanem motocykli, ja wręcz przeciwnie. Nigdy nie wsiadam z nim, bo po prostu bardzo boję się tego typu jazdy, poruszam się po ulicach tylko samochodem.
Mam dwadzieścia cztery lata, mieszkam jeszcze z rodzicami. Mój tato to cudowny człowiek, do rany przyłóż. Mama niestety jest zupełnie inna.
Od niedawna spotykam się z pewnym facetem, na razie jesteśmy na etapie randek, chodzimy do kina, teatru, restauracji. Ja chciałabym przynajmniej raz na jakiś czas płacić za te przyjemności (palbo przynajmniej abyśmy mogli robić to czasem po połowie), on jednak totalnie się na to nie zgadza.
Od pewnego czasu mam wrażenie, że mój świeżo poślubiony małżonek (ślub był zaledwie cztery miesiące temu) woli spędzać czas ze swoimi kolegami, a nie ze mną.
Wiem, że to może błahy problem, ale… mój facet kompletnie nie potrafi tańczyć, na parkiecie wygląda jak jakiś trzylatek, a nie dorosły mężczyzna. Ja taniec uwielbiam, znam wiele kroków, gdy tylko ktoś puszcza muzykę, czuję się jak ryba w wodzie.
Zastanawiam się, czy to, co robi mój mąż, jest po prostu dalece posuniętą szczerością czy już zwyczajnym chamstwem i prostactwem. Już wyjaśniam, o co mi chodzi. Nie uważam się za jakąś piękność, ale patrząc obiektywnie naprawdę nie wyglądam najgorzej.