Kiedyś myślałam, że tego typu historie zdarzają się tylko telenowelach brazylijskich bardzo niskich lotów. Ani przez chwilę nie wpadło mi do głowy, że mogę stać się bohaterką takiej opowieści…
Dziś moja własna matka powiedziała, że tak naprawdę nie chciała, żebym się urodziła, ale nie miała pieniędzy i możliwości, żeby „zadziałać z ciążą” (dokładnie tak to nazwała). A co ja zrobiłam? Spakowałam kilka rzeczy, wyszłam z domu i włóczyłam się pół dnia po parku.
Gdy zaszłam w ciążę, razem z mężem płakaliśmy dosłownie z radości, bo trzy lata starań w końcu przyniosły upragniony efekt. Oczyma wyobraźni widzieliśmy już piękny, urządzony w pastelowych barwach pokoik, mnóstwo pluszaków, czuliśmy niemal ten piękny zapach. Zapach małego Dziecka. Naszego Dziecka.
Kiedyś myślałam, że poradzę sobie ze wszystkim, że proszenie kogoś o pomoc to wstyd, że człowiek musi wziąć się w garść, a wtedy jego życie będzie w porządku. No cóż…myliłam się i to bardzo.
Pewnie każdy z Was słyszał o tablicy ouija, czyli planszy, która miałaby wskazywać informacje od duchów zmarłych osób. Ja (i nie tylko) niestety przez własną głupotę chyba zniszczyłam sobie przez nią życie albo przynajmniej jego część. Jak to się zaczęło?
Z Adą znamy się od pierwszej klasy podstawówki. Konkretnie od pierwszego dnia września, kiedy to zostałyśmy posadzone w tej samej ławce. Ja jakoś od razu przeczuwałam, że zostaniemy najlepszymi przyjaciółkami. Jak się potem okazało, Ada też. Od tego dnia byłyśmy właściwie nierozłączne.