Wczoraj znalazłam w rzeczach mojego męża jakąś karteczkę z numerem telefonu i literą J. Miałam od razu tam zadzwonić, ale postanowiłam najpierw wklepać ten numer do internetowej wyszukiwarki. I to, co znalazłam, po prostu zwaliło mnie z nóg…
Jesteśmy z mężem dwa lata po ślubie, póki co nie zdecydowaliśmy się jeszcze na dziecko, chcemy podróżować i nacieszyć się jeszcze sobą przez jakiś czas. Mamy jednak dość duży dom i często odwiedzają nas znajomi ze swoimi maluchami.
Spotykam się od niedawna z pewnym mężczyzną. Ja mam 38 lat, on 46. Jest wdowcem, bezdzietnym. Jego żona zmarła dwa lata temu na nowotwór, opowiadał mi o tym, że strasznie po jej śmierci cierpiał. Potem poznał mnie i zaczęliśmy jakoś układać sobie wszystko na nowo, chociaż widziałam, że na początku nie było to dla niego łatwe.
Mieszkam z moim narzeczonym już prawie od roku. Nigdy nie rozstawaliśmy się na więcej niż dwa dni, zawsze jesteśmy razem i to nam bardzo odpowiada. Wiecie, codziennie budzimy się obok siebie, kładziemy się razem spać.
Chociaż pewnie wyda Wam się to przedziwne i niespotykane w dzisiejszych czasach, ale …mam dwadzieścia lat i jeszcze nigdy nie byłam u ginekologa. Moje koleżanki już dawno mają to za sobą, ja nie rozpoczęłam jeszcze współżycia, dlatego nigdy się do niego nie wybrałam.
Doskonale wiem, że istnieje coś takiego jak bunt dwulatka (naczytałam się o tym i w mądrych książkach, i na wielu forach internetowych), ale mój synek od pewnego czasu stał się po prostu szalenie niegrzeczny i nieznośny.