Mam prawie trzydzieści lat, niedawno poznałam pewnego mężczyznę, jest ode mnie starszy o osiem lat. To bardzo dobry człowiek, miły kulturalny, ułożony.
Nie potrafię jako pierwsza wyciągnąć do kogoś ręki – zdałam sobie z tego sprawę ostatnio. Kiedy pokłócę się z mężem (nawet kiedy awantura jest tak naprawdę wyłącznie z mojej winy), za każdym razem czekam, aż to on zacznie się do mnie odzywać jako pierwszy i tak się właśnie dzieje.
Jestem osobą raczej przy kości, nigdy nie należałam do szczupłych i wysportowanych. Otyłą co prawda nie można mnie nazwać, ale, jak to się mówi, mam czym oddychać i na czym usiąść.
Kiedyś bardzo lubiłam seks, układało nam się w tej sferze z mężem bardzo dobrze, często próbowaliśmy nowych pozycji czy odgrywaliśmy w łóżku scenki, no wiecie, jak to jest.
Tak się składa, że nikt z moich znajomych nie chodzi do kościoła, ludzie niby uważają się za wierzących, ale nie praktykują. Ja zostałam wychowana w bardzo religijnym domu, nigdy się swojej wiary nie wstydziłam, raz w miesiącu chodzę do spowiedzi, w niedzielę i święta na mszę.
Oboje z mężem jesteśmy niewierzący, nie braliśmy oczywiście ślubu kościelnego, bo dla mnie byłoby to kompletnie pozbawione jakiegokolwiek sensu. Rok temu przyszła na świat nasza córeczka. Rodzice męża są ateistami, więc nie ma z tym żadnych problemów.